Stawianie „Nietykalnych” obok starszych produkcji gangsterskich jest nieporozumieniem. Zacznę od plusów – znalazłem dwa: ładne zdjęcia i mimo wszystko rola De Niro. Dalej są tylko minusy… Wygląda to tak, jakby twórcy filmu uznali, że zrobią pierwszy w historii film gangsterski dla mało rozgarniętych. Wszystko jest przerysowane w sposób mało smaczny. Począwszy od debilnego policjanta na strzelnicy, po ciapowatego Costnera (żeby nie było – bardzo lubię Tańczącego z wilkami, JFK czy Doskonały Świat). Do tego wszystkiego lukier płynący strumieniami w domu Costnera – rozanielona żona i noski noski z córunią – patrzcie jaką on ma fajną rodzinę! No nie. Nie fajną. Przeciętny facet długo nie wytrzymałby z żoną graną przez P.Clarkson. Wyobrażacie sobie, by codziennie po powrocie z pracy czekała na was kobieta, której wydaje, że realny świat to baśnie Andersena? Nuuuda. Nawet motyw z wózkiem jest durny. Skoro we wcześniejszych scenach łopatą wbito nam do głów, że Costner uwielbia dzieci, to dlaczego w tej ponoć najważniejszej scenie puszcza wózek tuż przed ostatnim stopniem? To kompletnie nie pasuje do jego osobowości Pana niu niu niu ciumciurumciu. Film jest naiwny i jeśli stawiać go w jakiejś grupie, to raczej z komediami romantycznymi.