System jest zły, więc należy go poprawić. Jeśli nie można legalnie, to w słusznej sprawie można działać wbrew systemowi. Takie zdaje się być na początku przesłanie filmu. Niestety, im dalej, tym film staje się bardziej moralizatorski próbując udowadniać, że pomimo, że system jest zły, to jest najlepszy z możliwych. Hardin usiłuje być sprawiedliwy do obrzydzenia. Niby próbował coś zmienić i nagle o wszystkim zapomniał bo popełnił błąd. Tak jakby wcześniej jego z jego działania popartego systemem nie wynikały o wiele gorsze skutki. Miało być fajnie a wyszło jak zwykle. Pomimo tego film warto zobaczyć - choćby żeby się pocieszyć, że nie tylko nasz wymiar sprawiedliwości działa beznadziejnie.
masz rację, końcówka spier#doliła wszystko, tak do nieco ponad godziny filmu zastanawiałem się nad oceną 8. Niestety później zwyciężyła polityczna poprawność twórców filmu i całość stała się miałka.
Zgadzam się. Pomysł był bardzo dobry, ale ta końcówka, po prostu fatalna. Zdaje się, że główny bohater jednak nie docenił komfortu wynikającego ze spokojnego snu, którego nie zakłócają wyrzuty sumienia... Nawiasem mówiąc - u nas przydałby się niejeden taki trybunał...
Drugim nawiasem mówiąc - ten film przypomina mi "Magnum force", w którym czterech uczciwych gości także koryguje błędy systemu, w czym zaczyna im przeszkadzać, niestety, Harry Callahan.